wtorek, 23 grudnia 2014

Tydzień w górach

Jak wiecie, jest już zima. Nasza szkoła przerwę świąteczną zaczyna, jakoś tydzień wcześniej. Rodzice postanowili, że wybierzemy się w góry. Ale był jeden problem... Doggy, ale babcia zgodziła się go pilnować, do czasu kiedy wrócimy. Zawieźliśmy go do niej i wyruszyliśmy w podróż, która trwała 4 godziny. Byłem bardzo zmęczony. Podjechaliśmy pod hotel. Powiem Wam, kiedy wysiadłem myślałem, że stoję przed jakimś "drapaczem chmur". Ale, szybko się ocknąłem i hotel stał się mniejszy. Kiedy weszliśmy do pokoju, od razu dostrzegłem łóżko przypominające ''łóżko wodne". Aby sprawdzić czy nim jest rzuciłem się na nie. Rzeczywiście nim było. Później poszedłem do wanny, która miała otwory, wypuszczające BĄBELKI. Siedziałem w niej jakoś z godzinę, kiedy nagle weszła mama, pytając czy żyję. Następnego ranka, czyli we wtorek poszliśmy na śniadanie. Jadłem jajecznicę. PYCHA! Następnie poszliśmy do pokoju, aby przebrać się w ubrania narciarskie. Nie cierpię tego robić, ale muszę. Piętnaście minut potem byliśmy już na stoku. Powiem Wam, że na nartach jeżdżę bardzo dobrze, ale nie ma zimy, na której nie zaliczyłbym gleby. Pamiętam, że raz tak się przewróciłem, że odpięły mi się narty i zjechały na sam koniec górki. Na szczęście nie była długa. Jeszcze innym razem wywaliłem się na orczyku. Pozjeżdżaliśmy tak ze 2-3 godziny. Później poszliśmy do jakiejś przystocznej restauracji. Poszedłem do toalety, która była płatna dolara. Okej, nie miałem z tym, żadnego problemu. Ale, spokojnie sikałem kiedy nagle zgasło światło. Pomyślałem, że już gorzej być nie mogło. W kieszeni spodni miałem telefon. Włączyłem latarkę i z nią szedłem do wyjścia. Dzisiejsza technologia jest przydatna. Ale to nie koniec dziwacznych przygód. Podszedłem do lady, żeby coś zamówić:
-Dzień Dobry!
-Hę?
-Dzień Dobry - powtórzyłem
-Ah! Dzień Dobry. Wybacz, ale jestem trochę głuchawy.
- Rosół poproszę.
-Możesz powtórzyć synku?
-ROSÓŁ POPROSZĘ.
- 6 dolarów.
-Proszę.
-Dziękuję. Proszę czekać. Powinna być za pół godziny.
Myślałem, że się przesłyszałem. Przecież na pewno, nie gotują jej teraz. Byłem głodny jak wilk. No cóż. Czasami trzeba trochę poczekać. Na szczęście do końca dnia nie wydarzyło się już nic dziwacznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz